Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Pią 14:50, 01 Wrz 2017    Temat postu: ok

Tej ostatniej nocy przed wyjazdem znowu zaczelam sobie robic jakies nadzieje. Jak skonczylismy sie kochac, powiedzialam do Detlefa: - Sluchaj, wlasciwie jak dotad wszystko robilismy razem. Przez te cztery tygodnie chcialabym autentycznie zrobic odwyk. Nigdy juz nie bede miala takiej szansy. Chcialabym, zebys ty tez przestal brac. Jak wroce, oboje bedziemy po odwyku i zaczniemy nowe zycie.

Detlef powiedzial, ze oczywiscie, jasne, ze skonczy z cpaniem. Znalazl nawet dojscie do valeronu. Zaraz zacznie szukac pracy i juz jutro albo pojutrze skonczy z chodzeniem na zarobek.

Nastepnego dnia rano, przed startem w nowe zycie u babci, wladowalam sobie jeszcze szczegolnie potezna dzialke. Kiedy znalazlam sie na wsi, nie bylam jeszcze tak calkiem na glodzie. Ale czulam sie w tej idylli chlopskiej kuchni jak obce cialo. Wszystko mnie wkurzalo. Wkurzalo mnie, ze moj maly kuzynek chcial koniecznie do mnie na kolana, chociaz strasznie lubilam sie z nim bawic, jak byl jeszcze niemowlakiem. Wkurzal mnie stary sracz bez spuszczanej wody, ktory jeszcze ostatnim razem wydawal mi sie taki romantyczny.

Nastepnego dnia zaczely sie klasyczne objawy odstawieniowe. Wymknelam sie z domu i poszlam do lasu. Wkurzal mnie swiergot ptakow, przestraszylam sie jakiegos krolika. Wdrapalam sie na ambone. Nie potrafilam nawet zapalic papierosa. Chcialam tam umrzec. W koncu wrocilam jakos do domu i poszlam do lozka. Babci powiedzialam, ze mam grype, czy cos w tym rodzaju. Byla zatroskana, ale nie za bardzo zaniepokoil ja moj zalosny stan.

Nad moim lozkiem wisial plakat. Byla na nim reka kosciotrupa ze strzykawka. Pod spodem bylo napisane: Taki jest koniec. Zaczeto sie od ciekawosci. Moja kuzynka twierdzila, ze dostala ten plakat w szkole. Nie mialam pojecia, ze mama powiedziala babci, ze jestem narkomanka. Gapilam sie na strzykawke. Na sama strzykawke. Napisu i tej reki kosciotrupa nie widzialam. Wyobrazalam sobie, ze w tej strzykawce jest cwiartka bezblednej, czysciutkiej hery. Strzykawka normalnie wylazila do mnie z plakatu. Godzinami gapilam sie na ten kurewski plakat i myslalam, ze dostane zajoba.

Kuzynka prawie caly czas byla w pokoju i zachowywala sie tak, jakby w ogole nie widziala, co sie ze mna dzieje. Bez przerwy puszczala kasety z jakas gowniana muzyka i pewnie jej sie wydawalo, ze mnie tym jakos zajmie. Jak sie tak teraz na to patrzy, to nawet wzruszajace, jak mi sie wtedy starali dogodzic.

Pierwszy dzien odtrucia ciagnal sie w nieskonczonosc. W ktoryms momencie sie zdrzemnelam i przysnil mi sie jeden taki, ktorego autentycznie spotykalam w Berlinie. Byl juz taki poharatany od ciaglego ladowania, ze wszedzie mial otwarte rany. Normalnie gnil na zywca. Stopy mial czarne, martwica. Ledwie chodzil. Smierdzial na dwa metry tak, ze nie dalo sie wytrzymac. Jak mu ktos mowil, zeby moze poszedl do szpitala, szczerzyl zeby jak trupia czaszka. Ten to juz autentycznie czekal tylko na smierc. O nim wlasnie myslalam, kiedy patrzylam na te strzykawke albo prawie tracilam przytomnosc z bolu. Wszystko bylo jak za pierwszym razem: z potem, smrodem i rzyganiem.